Przyszli geografowie będą podczas nich tworzyć mapy i badać gleby, leśnicy poznawać strukturę lasu, artystów czekają plenery. Sami muszą za nie zapłacić. – Obóz sportowy jest na naszych studiach obowiązkowy. Trzeba za niego zapłacić 708 zł i jeszcze mieć jakieś pieniądze na przeżycie – opowiada Anna, studentka wychowania fizycznego w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Lesznie. Za tydzień powinna być już na zajęciach w nadmorskich Dąbkach.
Na wydziale geografii poznańskiego UAM obowiązkowe praktyki wyjazdowe są organizowane na każdym roku. Większe koszty ponoszą studenci wydziału turystyki. Oni praktyki mają latem i zimą. Studenci Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie w roku akademickim kilka tygodni spędzają w ośrodku badawczym w Krynicy. Za pobyt płacą z własnej kieszeni, kilkanaście zł za dzień. Uczelnia zwraca część pieniędzy, ale tylko studentom mieszkającym w akademikach.
Wymienione uczelnie nie są w tym temacie wyjątkowe. Studenci postulują, by ministerstwo nauki przekazywało więcej środków wydziałom, na których nie da się studiować, nie zaliczając praktyk.
Przedstawiciele Parlamentu Studentów RP twierdzą, że taka organizacja studiów łamie przepisy ustawy o szkolnictwie wyższym, które mówią, że od studentów studiów bezpłatnych nie można brać pieniędzy za zajęcia wpisane w program studiów. Te zarzuty odpiera dr Marek Rocki, przewodniczący Państwowej Komisji Akredytacyjnej: – Opłaty pobierane przez uczelnie to nie koszty zajęć, tylko utrzymania – uważa.
tekst przeredagowany, źródło: „Metro”