Dymisja rektora moskiewskiej uczelni
Na studia w Rosji przyjmują tych, którzy zdobyli najwięcej punktów na maturze, zwanej tu Jednolitym Egzaminem Państwowym (JeGE). Niektórzy kandydaci, na przykład inwalidzi czy sieroty, mają dodatkowe przywileje.
Wśród starających się w tym roku o jedno z 709 miejsc na Pirogowa znalazło się 536 takich absolwentów szkół średnich, którzy w wyniku JeGE dostali 100 proc. punktów, mają kłopoty ze zdrowiem lub stracili rodziców, ale nie ma ich na liście zdających w tym roku maturę.
Aferę odkrył i zaalarmował opinię publiczną bloger Wiktor Simak. Porównywał listy tych kandydatów na moskiewskie uczelnie medyczne, którzy w wyniku konkursu świadectw powinni być przyjęci na studia. I zauważył, że 536 „geniuszy” z Pirogówki złożyło papiery tylko na tę jedną uczelnię. A w Rosji absolwent szkoły średniej może się starać o miejsce od razu na pięciu, a potem wybrać jedną z tych, która jest gotowa go przyjąć. Tak na wszelki wypadek robią wszyscy maturzyści. Jednak prymusi chcący studiować na Uniwersytecie Medycznym się nie zabezpieczyli.
Zaskoczony tym Simak sprawdził ich nazwiska na sporządzonej przez Ministerstwo Edukacji liście tegorocznych absolwentów szkół średnich. I okazało się, że ich tam nie ma, że geniusze z Pirogówki po prostu nie istnieją, choć miejsca na uczelni im się należą.
Rektor Wołodin tłumaczył, że nagromadzenie martwych dusz na liście kandydatów to wynik awarii komputerów uczelnianych albo ataku hakerów podkupionych przez konkurentów. Prokuratorzy i rewizorzy z Ministerstwa Zdrowia doszli jednak do jednoznacznego wniosku, że „martwe dusze” na listę kandydatów wpisali na swych komputerach członkowie uczelnianej komisji egzaminacyjnej.
Według Artiom Chromowa, przewodniczącego Rosyjskiego Związku Studenckiego, mamy do czynienia z perfidnym mechanizmem korupcyjnym.
W Rosji indeks otrzymuje ten, kto wypełni ustaloną przez uczelnię normę punktów maturalnych, a potem zadeklaruje, że wybiera właśnie tę konkretną wyższą uczelnię. Jeśli zakwalifikowany nie zgłosi się, bo zdecyduje się studiować gdzie indziej, jego miejsce przyznaje innemu kandydatowi komisja uczelniana. A o tym, komu się ono dostanie, decydują już nie punkty, lecz całkiem pokaźne kwoty łapówek.
Miejsce na prestiżowej stołecznej uczelni kosztuje dziś nie mniej niż 20 tys. euro. 536 martwych maturalnych dusz nie zgłosiłoby się po indeksy Pirogówki. Ich miejsca mogliby rozdzielić pracownicy uczelni i zarobić co najmniej 10 mln euro.
Członkowie komisji egzaminacyjnej Pirogówki też zostali zdymisjonowani i prawdopodobnie staną przed sądem.
źródło: Gazeta Wyborcza