Po habilitację na Słowację, czyli nowy kierunek na mapie turystyki naukowej
Szybciej, taniej, ale czy na pewno lepiej?
Cała procedura „słowackiej habilitacji” odbywa się zgodnie z poszanowaniem litery prawa i umów, które zawarły rządy Polski i Słowacji. Mimo to, środowisko akademickie podzieliło się na zwolenników i krytyków takiej formy awansu naukowego. Młodzi naukowcy twierdzą, że w Polsce blokuje się im drogę do kariery poprzez ekstremalnie wydłużony okres habilitacji. Krytycy twierdzą natomiast, że cały proceder należy jak najszybciej ukrócić, gdyż naukowcy ze słowackimi habilitacjami nie są wystarczająco przygotowani do pracy naukowej i nie wnoszą niczego, nowego do świata nauki. Kto ma rację?
Podobno ten, kto płaci, więc zajrzyjmy do cennika, który można znaleźć na stronie internetowej Uniwersytetu Katolickiego w Rużomberku. Krótka analiza i odnajdujemy poszukiwaną pozycję, czyli habilitację doktorską. Naukowcy muszą zapłacić za nią około 6500 zł. Czy to dużo? Relatywnie niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że za powyższą sumę można oszczędzić sobie 10/12 lat ciężkiej i mozolnej pracy. Do Rużomberku przyjeżdżają zatem naukowcy z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, Akademii w Bielsku-Białej czy Akademii Jana Długosza w Częstochowie, a także z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ciekawostka: pewien naukowiec z KUL obronił pracę doktorską na Uniwersytecie Katolickim w Rużomberku, a po dwóch miesiącach uzyskał habilitację. Średni czas uzyskania jej w Polsce wynosi z reguły od 10 do 12 lat.
Zdarza się jednak, że naukowcy nie pokrywają habilitacji z własnej kieszeni. Płaci za to uczelnia, która czerpie z tego realne profity, m.in. zdobycie uprawnień do uruchomienia nowego wydziału lub kierunku studiów. Nowy „dr hab”, to również większy prestiż dla danej jednostki akademickiej.
Najlepiej wychodzą na tym słowackie uczelni, dla których habilitacja polskich naukowców, to bardzo dochodowe zajęcie. Nikt nie zawraca sobie głowy poziomem wiedzy i dorobkiem naukowym. – Wydaje mi się, że moi słowaccy koledzy czasem po prostu przepuszczają habilitanta, wychodząc z założenia, że nawet jak będzie niedouczony, to przecież i tak nie będzie pracował na ich uczelni – ocenia prof. Tadeusz Luty, były przewodniczący KRASP.
Młodzi naukowcy patrzą na problem z zupełnie innej perspektywy – Kryteria są w Polsce niejasne, zaś na Słowacji bardzo przejrzyste. Nie kupuję tytułu, jest to efekt całej mojej pracy w dziedzinie humanistyki. Mój kolega robił habilitację 20 lat. Więc ja podchodzę do tego racjonalnie: jeżeli mój rząd podpisuje umowę z drugim rządem, to ta umowa obowiązuje, a ja z niej korzystam – opowiadał jeden z naukowców habilitowany w Rużomberku.
Kto ma rację w tym sporze? Starzy profesorowie, którzy decydują o przyszłości swoich doktorantów? Młodzi naukowcy, którzy chcą wziąć sprawy w swoje ręce i uwolnić się od akademickiego poddaństwa i zmurszałych struktur? A może prawda leży pośrodku?
Autor: Miłosz Szkudlarski
Źródło: Dziennik.pl