Myślę więc podpisuję albo pofilozofujmy trochę
Tego typu listy otwarte czyta się od końca – od strony podpisów. W przypadku korespondencji do pani minister Leny Kolarskiej Bobińskiej zestawienie autorów jest na tyle imponujące, że “klękajcie narody”. Piszę to bez ironii. Co ważne, sypanie szańców w obronie filozofii połączyło luminarzy polskiej nauki i kultury bez względu na zabarwienie ideologiczne. Znajdziemy wśród podpisanych wyważonych księży i wojujące ideolożki gender, zwolenników zarówno III, jak i IV Rzeczpospolitej, entuzjastów Tęczy na Placu Zbawiciela i popierających Marsz Niepodległości. Nic, tylko przyklasnąć. Któż przeciw filozofii, skoro ona leży u podstaw naszej cywilizacji?
Źródło: http://filozofy.blox.pl
200 nowych filozofów rocznie
Gorzej wygląda sytuacja, jeśli wczytamy się w część listu umieszczoną powyżej podpisów. Przypomina listę “oczywistych oczywistości”, pobożnych życzeń, nietrafionych diagnoz i niesprawiedliwych ocen. Gdzie mi tam, skromnemu humaniście z dyplomem magistra, do profesorów zywczajnych, nadzwyczajnych i doktorów nauk. Jednak już w połowie lektury przypomniało mi się powiedzonko mojej babci, kiedy zaczynałem w dzieciństwie plątać się w zeznaniach: “nie filozofuj”.
Sięgnijmy do źródła całej afery. Pod koniec listopada 2013 r. Rada Naukowa Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku uznała, że prowadzenie kierunku “filozofia” jest nierentowne i nie ma sensu go dalej prowadzić. Luminarze nauki oraz kultury uznali, że może to być precedens, mogący w krótkim czasie doprowadzić do likwidacji studiów filozoficznych na większości uczelni – poza Poznaniem, Krakowem i Warszawą.
Pierwsze prowokacyjne pytanie, które się nasuwa – czy byłaby to aż tak wielka tragedia? Obecnie studia filozoficzne są prowadzone w Polsce przez 21 publicznych i cztery niepubliczne szkoły wyższe (w tym trzy “kościelne”). Załóżmy, że w każdej z nich studiuje przynajmniej 10-15 studentów. Oznacza to, że co roku pojawia się w Polsce przynajmniej 200 dyplomowanych filozofów. Nie sądzę, żeby chociaż połowa z nich miała zadatki na nowego Kazimierza Ajdukiewicza, Władysława Tatarkiewicza czy o. Bocheńskiego. Czy nawet – odwołując się do sygnatariuszy listu – na Agatę Bielik-Robson, Marcina Króla czy Andrzeja Walickiego. Kiedy zdawałem prawie dwie dekady temu na studia, po wstępnym egzaminie pisemnym około 90% kandydatów na przyszłych filozofów miało ocenę niedostateczną. Po egzaminie ustnym jakoś tak się złożyło, że większość z nich wylądowała na pierwszym roku. Nie sądzę, aby od tego czasu jakość kandydatów na filozofów uległa poprawie (zwłaszcza w dobie niżu demograficznego).
Oświecenie gaśnie
Zostawmy na chwilę prawdopodobieństwo masowego zamykania kierunków filozoficznych – i innych humanistycznych. Dużo ciekawsze są jego konsekwencje rysujące się w się w oczach autorów listu. Nic, tylko spalona ziemia w miejsce kwitnącego sektora szkolnictwa wyższego. Upadek idei akademii platońskiej, zamiana ambitnych szkół wyższych w utylitarne “szkółki” dla bezrobotnych i darmowych stażystów korporacji. Humanizm w zaniku i oświeceniowe idee staczające się w mroki średniowiecza. Można by te obawy rozproszyć jednym argumentem. W utylitarnym do szpiku kości systemie amerykańskiego szkolnictwa wyższego, Wydział Filozofii Uniwersytetu Harvarda (założony w 1870 roku) ma się całkiem dobrze. Nikt też nie wylewa łez, że większość młodzieży kończy jedynie high school czyli “szkółki cechowe” wdrażające do pracy w “korpo” lub “na swoim”. No ale za Atlantykiem nie studiuje się na koszt podatnika. Najczęściej za pieniądze rodziców lub na kredyt, który trzeba będzie kiedyś spłacić. To efekt liberalizmu, nota bene przecież jednej z idei oświeceniowych – tak bardzo wychwalanych przez obrońców polskiej filozofii.
Czy się stoi, czy się leży
Jednak sygnatariusze listu do pani minister Kolarskiej-Bobińskiej wcale nie zachęcają polskich uczelni do zarządzania uczelnią w myśl zasad ekonomii opartej na popycie i podaży. Nie namawiają wydziałów prowadzących filozofię do poszukiwań grantów na badania podstawowe czy humanistyczne, dostępnych chociażby w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju czy w Europejskiej Radzie ds. Badań Naukowych. Zapominają o tym, że konkurencja pomiędzy porównywalnymi ofertami jest zdrowa i kiepskie lub słabo promowane wśród kandydatów programy dydaktyczne powinny wygasać.
Recepta intelektualistów brzmi “dajcie więcej pieniędzy”. Zlikwidujmy płatność za drugi kierunek, a wymuśmy zachętami ministerialnymi “zrzutkę” lepiej prosperujacych wydziałów na kierunki mniej popularne. I niech “żaden z kierunków filozoficznych – ani w Białymstoku, ani na żadnej innej polskiej uczelni – nie zostanie zlikwidowany”. Jak się domyślam – nawet jeśli pies z kulawą nogą nie zechce tam studiować?
Nie lękajcie się
Cóż, po humanistach wypadałoby spodziewać się więcej wiary w – nomen omen – człowieka. Szanowni Państwo Profesorowie, bez obaw. Na szczęście na sporej części uczelni nie siedzą na wydziałach humanistycznych urzędasy, które osiadły na laurach. Instytut Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika rozwija nowe specjalności filozoficzne i kierunki humanistyczne oraz interdyscyplinarne – jak kognitywistyka. Instytut Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego szuka nowych form dotarcia do kandydatów, np. rysując komiksy promocyjne dla maturzystów. Instutut Filozofii Uniwersytetu Śląskiego zdobywa granty ministerialne i międzynarodowe. Dzieje się.
Dlaczego zatem “nie wyszło” w Białymstoku? Trudno powiedzieć. Może zabrakło pomysłu na program studiów, umiejętności z zarządzania albo kiepsko prowadzono promocję kierunku? Niewykluczone, że władze uczelni po “Liście 116” zdecydują się “uratować filozofię” i sfinansują prowadzenie dalej tego kierunku w Białymstoku z innych źródeł. Trzymam za to kciuki, bo zgadzam się z sygnatariuszami listu, że filozofia jest wartością, o którą warto walczyć. Jednak na pewno w Instytucie Socjologii powinno się coś zmienić.
Czy zatem studia filozoficzne przetrwają na wszystkich 25 uczelniach? W dobie niżu demograficznego mało prawdopodobne. Podobna sytuacja jednak dotyczy innych badań podstawowych, spoza obszaru nauk humanistycznych. Chociażby fizyki teoretycznej, matematyki czy teorii ekonomii. W dobie kryzysu część uczelni postawi na przesunięcie akcentów na programy bardziej utylitarne, część pozostanie przy platońskiej wizji studiowania. Jednym się uda, innym nie. Co zadecyduje o sukcesie? A to już pytanie głęboko filozoficzne.