Ostatnie seminarium prof. Marii Janion
Prof. Maria Janion – historyk literatury – seminaria w Polskiej Akademii Nauk prowadziła od 1974 roku. W połowie lat 90. po raz ostatni uczestniczył w nich Marek Bieńczyk, pisarz i tłumacz. W Komentarzach Radia TOK FM przyznał, że informacja o ostatnich seminariach zbiła go z pantałyku. – Usiadłem z wrażenia, jak usłyszałem tę wiadomość. Było dla mnie kilka pewników, że słońce wschodzi i zachodzi i że w czwartek jest seminarium Marii Janion. To była pewność absolutna. Wyobrażałem sobie, i pewnie nie tylko ja, że nie ma końca tego seminarium, że będzie ono trwało do końca dni pani profesor albo jeszcze dłużej – mówił.
Dlaczego te seminaria były tak wyjątkowe? – Tam zajmowano się człowiekiem, który pisze i przedstawia swoje rzeczy. Jeśli chodzi o życie akademickie, szybko można zauważyć, że nie ma wielu ludzi tak oddanych tekstom innych. My wiedzieliśmy, że jesteśmy tam obecni jako autorzy. Ten „belfrowski” powód wielkości seminarium jest dla mnie bardzo ważny – powiedział Bieńczyk.
Pisarz podkreślał, że prof. Janion zmieniała biografie ludzi z którymi się spotykała. – Przychodzili, żeby się posłuchać, czegoś się dowiedzieć. Ale jak rzeczy dobrze się potoczyły wychodzili zmienieni. Decydowali się na pracę naukową, na pisanie albo na przykład na kręcenie filmów – stwierdził. – Kiedy przedstawiłem jej zupełnie wstępny rozdział swojego doktoratu, powiedziała: pan będzie pisał. To było bardzo ważne, że dostawaliśmy od niej nowe papiery na drogę – wspominał pisarz.
Wspominając seminaria prof. Janion nie sposób nie mówić o jej erudycji. – Pomyślałem dziś, że ona jest googlem przed googlem. Sama mówiła: pan we mnie wrzuci pieniążek – czyli poda dane, hasło – a ja podam panu odpowiedź – powiedział Marek Bieńczyk.
Wspominał też, emocje jakie czwartkowe seminaria wywoływały samej profesor. – Na początku lat 90. odwoziłem ją i przywoziłem z seminarium. Uderzało mnie, jaka to była różnica. Kiedy jechała na seminarium była bardzo poważna, mimo lat pracy trochę zestresowana, trochę niepewna i może nawet trochę zła, że tyle ją czeka rzeczy. Ale potem zawsze wracała jak skowronek – opowiadał w Komentarzach Radia TOK FM.
źródło: Gazeta.pl, TOK FM